Gabinet Sylvana Vulkodlak

otwieram drzwi i wchodze z Shan. zamykam za soba po czym siadam za biurkiem- usiac- mówie wskazujac na krzesło.

- Stać, usiąść.
Burknęła, siadając.

-masz jakis problem?-zapytałem się jej- a tak po za tym to jest szkoła i pewne zasady panują...

- Owszem, to jest szkoła, ale jest przerwa świąteczna.
Uniosła lekko brwi.

- no i co z tego- zapytałem jej- to nei oznacza, ze możan robic co się podoba

Zrobiła młynek oczami.
- Zasady są po to, a by je łamać. A może zamiast przestać się drzeć, wypuścisz mnie?
Mruknęła.
- Albo chodźmy na spacerek.
Dodała, jednak za późno ugryzła się w język.

- po pierwsze nie dre się, po drugie nie łamie sie zasad- mówie patrzac na nia- a co moj gabinet nie odpowiada panience?

Zmarszczyła brwi.
- Przez te ściany nikt nas nie słyszy, ogólnie jakoś zimno tutaj.
Powiedziała.

- o to chodzi aby nikt nie słyszał- mówie do niej spokojnie

Uśmiechnęła się kątem wargi.

- no wiec powiedz mi co robiłaś na takim zimnie o tej porze

- Leżałam.
Powiedziała, po czym rozejrzała się.

- tyle to widziałem, ale czemu

- Bo wczoraj nie dotarłam do zamku?
Odpowiedziała pytaniem na pytanie.

-jak to nie dostałaś się do zamku, wytłumacz sie

- Tłumaczą się winni.
Ziewnęła.
- Nie dotarłam do zamku, bo wywróciłam się po drodze i zasnęłam. Szczęśliwy?
Podniosła się i poszła do wyjścia.

- tak ..szczęsliwy, a co takiego w takim razie robiłas, ze się przewróciłaś

Nie odpowiedziała, tylko położyła rękę na klamce. Powoli otworzyła drzwi i wyszła stąd.

spojrzałem za nia i zastukałem palcami o biurko. wyjrzałem przez okno na księzyc. następnie wstałem i wyszedlem za nia

przychodzę w sama porę wszystko sie zaczeło, zamknąłem drzwi

po kilku minutach przemiana sie dokonała